Z tym newsem wstrzymywałem się długo, bo nie wiedziałem do końca, jak podejść do tego tematu – jakiego? Cóż, nowego filmu Piece by Piece.
No niby sprawa jest prosta – nowy film LEGO, cieszymy się i analizujemy tygodniami trailer w poszukiwaniu najmniejszych detali spekulując na temat fabuły. Tyle że nie będzie to zwyczajny film. To będzie biografia Pharella Williamsa.
Coooooo?
Wiem. To bardzo, bardzo dziwne.
Wszystko zaczęło się pod koniec poprzedniej dekady, kiedy to filmy LEGO się przejadły. Było ich po prostu za dużo, i unikalność oryginału przez to po prostu zniknęła. Wtedy też licencja powędrowała od Warner Bros. do Universal, a potem nastąpiła wirusowa apokalipsa. A że umowa wygasa w przyszłym roku, to prawie na pewno będzie jedyny film tej wytwórni.
Tak więc Emmet i spółka raczej w najbliższym czasie nie powrócą, mimo plotek, że ponoć sequel sequela powstaje, bo prawa do bohaterów i tego czadowego świata zostały u Warner Bros. Chyba że to studio czai się na zgarnięcie licencji od razu po wygaśnięciu umowy z Universal.
Jak do tego w ogóle doszło?
Też się zastanawiam, szczerze mówiąc. Biografia piosenkarza jako następny film LEGO to raczej nie jest kusząca strategia, tym bardziej, że nie przekuje się ona na sprzedaż zestawów – owszem, dostaniemy jedną, kosmiczną konstrukcję, ale nic więcej. Trzeba pamiętać, że filmy LEGO mimo wszystko były też potężnymi reklamami (i okazją do stworzenia jednych z najlepszych linii produktów).
Nie tutaj. Z punktu widzenia biznesowego ten film wydaje się strzałem w kolano.
Mam wrażenie, że wyglądało to tak: Pharell chciał zrobić autobiografię, i uznał, że ciekawym pomysłem byłoby opowiedzenie tej historii przez klocki. Poszedł więc do LEGO – a że jest niemałym celebrytą, zabawkarski gigant nie odmówił.
Będzie trochę inaczej
To nie jest film o LEGO, jak produkcje od WB. To film opowiedziany przez LEGO, gdzie klocki są narzędziem kreatywnych twórców. Tak więc nie dostaniemy tu multiwersum różnych bohaterów i minifigurek budujących absurdalne konstrukcje. To będzie film bardziej… hmm, przyziemny. Sami zobaczcie.
Ma on opowiadać historię Pharella Williamsa, w ten czy inny sposób. Z tego, co widzę po trailerze, piosenkarz w minifigurkowej wersji będzie narratorem (chociaż nie można wykluczyć że pojawią tu się fragmenty z prawdziwymi ludźmi), i całość będzie po prostu pokazywać jego życie – czasami w trochę nietypowy sposób, i będą tam widocznie bardziej abstrakcyjne sekwencje, ale raczej nic kosmicznego.
Wizualnie jest dobrze
Patrząc po zwiastunie, film wygląda naprawdę fajnie – sama minifigurka Pharella wydaje się jedynie trochę dziwna, postacie w ogóle wyglądają bardziej jak z serialu typu Ninjago niż filmu Warner Bros, mimo, że ruch jest wciąż bardzo poklatkowy, to brakuje tu tych rys i małych detali, które czyniły poprzednie filmy tak realistycznymi.
Ogólnie jednak wygląda to solidnie, z ciekawym światłem, ale raczej nie będzie tu jakichś odjechanych sekwencji.
Połowa budżetu poszła w obsadę
To chyba najważniejsza sprawa, o której chcę pomówić, i która średnio mi się podoba. Ten film ma z dwadzieścia różnych raperów w minifigurkowych wersjach dorzuconych do środka.
No i nie wiem, niby fajnie, że ci celebryci dostali swoje klockowe wersje, niby fajnie, bo jak widać grali jakąś rolę w życiu Pharella – ale boję się, że zostaną tam wciśnięci na siłę.
Nie wiem też w ogóle, jaki będzie widz docelowy tego filmu. Dzieci? Raczej nie, sądząc po tym, że to biografia oraz ile celebrytów tam wrzucą. Dorośli? Też nie wiem, bo całość wciąż wydaje się mocno dziecięca…
Powiem tak: zobaczymy. Ja do kina 11 października, kiedy to produkcja ta wyjdzie, nie będę się wybierać, to po prostu nie jest ani typ mojego filmu, ani typ mojej muzyki. Myślę, że będzie to jedna z najlepszych tego typu biografii – to przecież LEGO, jest tu wysoki standard – ale także najgorszy film LEGO.
To nie jest film o LEGO. To jest film z LEGO.