A jednak doczekaliście się – oto pierwszy zestaw z Ninjago w recenzji, Smoczy odrzutowiec Zane’a z przed roku. W sumie to już trochę taka tradycja u mnie z nowymi seriami, które recenzuję, że zmieniają mój punkt widzenia na nie. Czy tak będzie też tutaj? Spoiler: tak.
Numer katalogowy: 71770
Cena katalogowa: 129,99 złotych
Tematyka: Ninjago
Rok premiery: 2022
Liczba elementów: 258
Grupa wiekowa: 7+
Podseria: Crystalised
Zestaw ten nie był to moim zakupem – w momencie, kiedy to piszę, nie mam go w rękach, więc głównie będę się opierać na mojej pamięci oraz zdjęciach.
Ale zanim zajmiemy się samym modelem, rzućmy szybko okiem na arkusz naklejek. Nie jest zbyt duży, co cieszy, ale ta największa nalepka jest naprawdę trudna do równego przyklejenia.
A więc od razu przeskakujemy do głównej budowli, bo, co mnie bardzo cieszy, nie ma tu żadnych malutkich dopychaczy, które podbijają cenę. W sumie nie byłoby to problemem, aby dołożyć tu jakieś małe latadło dla złoczyńcy, ale projektanci tego nie zrobili. I dobrze.
W każdym razie, zacznijmy od tego, że samolot jest duży. I to bardzo. Oczywiście, te wielkie ostrza bardzo powiększają go wizualnie, ale ogólnie, jak na taką cenę otrzymujemy sporych rozmiarów odrzutowiec. Ogólnie, nie powinni nazwać go odrzutowcem, a myśliwcem, ponieważ jego kształt bardzo kojarzy się ze statkami powietrznymi tego typu.
Podzielimy go sobie na dwie części, i zaczniemy od kabiny. Buduje się ją jako pierwszą, i przez jakiś czas miałem wrażenie, że będzie można ją wystrzelić jako osobny pojazd – ale niestety takiej funkcji nie ma. Naprawdę się jednak przy niej postarali – jest tutaj mnóstwo przeźroczystych elementów, które przeplatają się z ogromem złotych części. Wszystko jest naprawdę opływowe, a sam dziób wygląda jak pysk smoka, a kreatywnie zbudowany zawias pochyla całość do przodu, przez co jeszcze bardziej przywodzi na myśl myśliwce. Niestety, muszą być tu jakieś wady, bo okna nie do końca dopinają się w całość i tworzą prześwity. Wnętrze też nie wydaje się w pełni gotowe, bo wyłożono je po prostu czarnymi klockami. Pilot musi chyba tym sterować telepatycznie, nie ma tu żadnych sterów, i może na szybie jest naklejka z jakimś ekranem, to raczej nie jest to element sterowania.
Tylny fragment jest oczywiście dużo większy, ale musieli przy tym również trochę ustąpić, omijając trochę szczegóły – cena stanowi limity. To chyba jedyna wada, bo gdy się to buduje, widać, że projektanci przyłożyli się do kształtu skrzydeł, nakładając skosy jeden na drugi. Jest to jednak trochę monotonny proces, bo oba elementy są swoim lustrzanym odbiciem, wiec w praktyce budujemy to samo, i niektórym może się to znudzić. Dużo inaczej tworzy się środek, bo w sumie do ostatniego momentu nie wiadomo, co tam do końca jest. Przyczepia się tam ogrom zawiasów, które pozwalają odpalić jeden naprawdę ciekawy mechanizm. Otóż możemy je rozsunąć, zmieniając aerodynamikę i wygląd pojazdu. W prawdziwym świecie nie miałoby to najmniejszego sensu, ale daje to naprawdę fajną funkcję bawialną i urozmaica ten zestaw. I również wygląda to trochę inaczej, powiedziałbym nawet, że lepiej. Ogólnie, wszystko tam dopracowali, i w sumie na dłuższą metę ta pustka nie razu tak w oczy, a wyłożona tile’ami tylko by podniosła cenę i nie jestem nawet pewien, czy wyglądałoby to lepiej, bo skrzydła byłyby grubsze i bardziej kanciaste. A, nie wspomniałem jeszcze o samych silnikach – są one ogólnie moją ulubioną częścią tego pojazdu. Naprawdę, nie są jakieś skomplikowane konstrukcyjnie, a wyglądają fenomenalnie. Jedyne, co tutaj jest zbędne, to te naklejki…
Pora więc na minifgurki. Dostajemy je w tym zestawie aż trzy – tyle samo co w dioramie ze Star Wars za 480 złotych. Tak, wiem, strasznie się do tej Gwiazdy Śmierci przyczepiłem, ale naprawdę… Przynajmniej dwóch gwardzistów mogliby dorzucić.
A więc zacznijmy od lewej strony, od Złotego Smoczego Cole’a. Ninja w smoczych wersjach byli główną minifigurkową nowością w tej fali zestawów, i muszę przyznać, że bardzo dobrze to wygląda. Otrzymujemy tutaj częściowo transparentny tors, nóżki i główkę, wraz z pięknym odlewem maski i wielkimi skrzydłami. Nadruki na nich są naprawdę osobliwe – wygląda to, jakby ten gość właśnie eksplodował. Mimo wszystko, robi to robotę, nie pasuje mi tylko ten typowy miecz na wyposażeniu – mogliby dać pomarańczowo-przeźroczysty, lub przynajmniej czarny, albo jakiś bardziej unikalny odlew. Cieszę się jednak, że nie zabrakło nadruków na plecach – mimo, że ich nie widać spod skrzydeł. To się nazywa detal – w sumie w następnych postaciach jest go równie dużo, bo żeby go całego ująć, musiałem zrobić dziesięć zdjęć, co widzicie powyżej. Pobiłem chyba rekord.
Następnie Złoty Zane. Jest to minifigurka najbardziej spokojna, ale wcale nie nudna. Nadruki jego zbroi są tak szczegółowe, że aż trudno mi określić, co on ma na sobie. W każdym razie, jestem pod wrażeniem. Kolory złoty i biały naprawdę do siebie pasują, fajnie, że utrzymali w nich również maskę. Nie zabrakło też tutaj naramiennika z miejscem na miecz i samego ostrza – szkoda tylko, że jest identyczne, jak Złotego Smoczego Cole’a (te nazwy są naprawdę genialne). Ciekawie prezentuje się również głowa – nie ma alternatywnego wyrazu twarzy, ale jest zadrukowana z obu stron, z tyłu ma jakieś dziwne gniazdo. To chyba jest w ogóle jakiś robot… Jeśli czyta to jakiś fan serialu, przykro mi, nie znam się na tym kompletnie – jedyną z nim styczność miałem w hotelu Legoland, gdzie leciał w tle po duńsku. No.
I na koniec antagonista, Generał Vangelis. Ogólnie bardzo podoba mi się jego mroczna, ciemna zbroja, która świetnie pasuje do tego przeźroczystego naramiennika. Otrzymał on również skrzydła, jak u nietoperza, aby nie trzeba było dawać mu własnego pojazdu. Albo żeby po prostu fajniej wyglądał, bo dodaje mu to jeszcze większego mroku. Mimo wszystko nie zapominano o nadrukach na plecach. Jego twarz jest zakryta za wielką, białą maską połączoną z kapeluszem (swoją drogą to naprawdę ciekawy odlew). Widać tam, że to chyba jakiś dziwny demon, który zdecydowanie się zdenerwował (jeszcze raz, fani, przepraszam). Otrzymał też przeźroczysty, fioletowy miecz i złotą kosę w również przeźroczysto-fioletowej rączce, ale tych dwóch części zapomniałem sfotografować.
Ogólnie rzecz biorąc, mamy przed sobą naprawdę dobrą ofertę. Zestaw ma naprawdę solidną konstrukcję, dobre minifigurki i żadnych zbędnych elementów, a do tego jest teraz dostępny poniżej stu złotych. Jak mówiłem, zmienił mój punkt widzenia na Ninjago. Czy możecie się spodziewać nowych recenzji z tej tematyki? Może…