LEGO Hidden Side – jak robić i nie robić serii

14 lutego 2019. Ten dzień można uznać za pewnego rodzaju przełom w historii firmy.
Tego dnia LEGO zapowiedziało swój nowy projekt, nowe przedsięwzięcie, które miało zmienić klocki na zawsze.
Oto LEGO Hidden Side.

,,Dzisiaj Grupa LEGO zaprezentowała LEGO Hidden Side, serię LEGO wzmocnioną przez rozszerzoną rzeczywistość, gdzie dzieci muszą zmienić nawiedzony świat z powrotem w normalny, jeden duch po drugim”.
To początek artykułu wydanego przez firmę tego pamiętnego dnia. Dziś jednak gdy udacie się do sklepu, nie zauważycie tam żadnego pudełka opatrzonego mrocznym logiem Hidden Side. Dlaczego tą serię wycofano, co LEGO mogło zrobić lepiej i jakie z tej porażki wyciągnąć wnioski – to przedyskutujemy sobie dzisiaj.

Długie oczekiwanie

No więc przygotujcie się, najlepiej ten artykuł rozłóżcie sobie w czasie, bo będzie to przynajmniej kwadrans czytania.

To zdjęcie było naszą pierwszą oficjalną stycznością z Hidden Side

Trzeba zacząć od tego, że serii nie ujawniono od razu. Oficjalna zapowiedź pojawiła się 14 lutego, to prawda, tego samego dnia otrzymaliśmy też parę zdjęć zestawów, a dwa dni później można było ujrzeć je na żywo na targach zabawek w Nowym Jorku, ale oficjalna premiera na stronie LEGO nie nastąpiła do maju tego samego roku – i przez trzy miesiące mogli już niektórzy o tej serii zapomnieć. A nawet jeśli nie zapomnieli, to na możliwość kupienia tego zestawu musieli poczekać kolejne trzy miesiące. Pół roku oczekiwania na zestawy to trochę długo.

Mroczne pierwsze wrażenie

Trzeba jednak przyznać, że zestawy były naprawdę mocną stroną tej serii. Na pierwszą falę złożyło się osiem różnych konstrukcji, w cenach od 90 do 550 złotych. I udało się im zrobić z nimi coś naprawdę wyjątkowego.

Nawiedzone liceum było ,,flagowym” zestawem fali

Na te osiem budowli składały się budynki i pojazdy, i to, co najbardziej w nich lubiłem, to szczegółowość. Może być to kwestia naklejek, ale ilość detali ukryta gdzieś na ścianach i ogólnie to, jak bardzo projektanci przyłożyli się do projektu było wyjątkowe.
Tym zestawom udał się jednak coś nawet ważniejszego, jednocześnie trudniejszego i całkiem niespodziewanego – a była to uniwersalność.

Otóż widzicie, wiele z tych konstrukcji miało możliwość nawiedzenia. Nie były to nawet mechanizmy, polegała na odsunięciu i odchyleniu różnych elementów, które zmieniały obiekt w jednego wielkiego potwora. Najlepsze było jednak to, że… nie trzeba było tak robić. Ktoś mógł kupić taki zestaw, i w ogóle nie bawić się w żadne duchy, a postawić go w mieście i traktować go jako zwykły budynek – i to działało, dotąd nie zauważyłem w tych setach żadnych kompromisów związanych z nawiedzaniem czy aplikacją. Były to po prostu dobrze przemyślane projekty, które nadawały się nie tylko do łapania duchów – i w ten sposób seria potrafiła wciągnąć też osoby, które poszukiwały jedynie budynku do zabawy. Minifigurki zresztą też trzymały poziom – ale w tym momencie zaczyna się robić jeszcze lepiej.

Krytyczne stężenie potencjału

Widzicie, do stworzenia tej serii przyłożył się jeden z głównych twórców Ninjago, który teraz pracuje również nad Dreamzzz. Stworzył wraz z innymi szablon, bazę dla historii otaczającej tą serię. I była to baza świetna. Sami zobaczcie.

Głownym bohaterem jest nastoletni Jack, który przeprowadza się do ekstremalnie nudnego miasteczka Newbury. Tam poznaje Parker, a następnie J.B., szaloną naukowczynię prowadzącą badania nad duchami w mieście – bo okazuje się, że takowe tu są. Tutaj muszę chyba wspomnieć o zasadzie, do której stosuje się każdy zestaw – duchach. Każda konstrukcja miała swojego dużego, głównego ducha, pochodzącego ze świata zwanego Ukrytą Stroną, który ją nawiedzał – był on dostępny tylko w wersji cyfrowej w aplikacji, nie jako konstrukcja. Miał on nawiedzać różne konstrukcje, a także minifigurki, które również zamieniały się w potwory, w każdym zestawie dostawaliśmy dostępne dla nich alternatywne głowy. Nasi bohaterowie w każdym zestawie mieli za zadanie te duchy złapać, a robili to przez… aplikację w telefonie.

Może to historia trochę dziwna i wręcz absurdalna, ale im dłużej się jej przyglądam, tym większy widzę potencjał. Wszystkie te postacie są ciekawie zrobione, i aż się proszą o rozwinięcie ich historii.

Weźmy na przykład Spencera, psa-ducha Jacka, którego stracił w wypadku samochodowym. Pomysł jest moim zdaniem genialny, i aż się prosi o rozwinięcie, pokazanie, jak to dokładnie się stało, i jak kiedyś Spencer wyglądał. Albo możemy też wziąć duchy – kim kiedyś były? Jak to się stało, że zaczęły nawiedzać to miejsce? Nie mówiąc już o ogólnych problemach życiowych Jacka i Parker, łączenia szkoły i łapania duchów nocą, a także prowadzonego przez Jacka kanału, gdzie te polowania na duchy nagrywa. Nie mówiąc o ogólnych historiach, które można opowiedzieć wokół postaci drugoplanowych i ogólnie tego miasta.

No i co z tym potencjałem zrobiono?

Zaczęło się od minifilmu ,,Face your fears”, oznaczającego w wolnym tłumaczeniu ,,Zmierz się ze swoimi lękami”. Zajmuje on kolosalne 5 minut i 21 sekund, i jest poświęcenia tych 5 minut i 21 sekund niewarty. No bo co w tym animowanym filmiku dostajemy? Cóż, Jacka i Parker strzelających się z duchami. Trochę mało jak na 5 minut i 21 sekund. Produkcja nie porusza prawie żadnych kwestii bohaterów, żadnej większej fabuły, w sumie mamy tylko parę krótkich wymian zmian między bohaterami, nie mówiąc o genialnym zakończeniu w postaci nadjeżdżającego autobusu, który pomaga przy strzelaniu. I nie wiemy, co z tego strzelania wynikło, bo dramatycznie kończą to napisy.
W sumie ten filmik służy tyko jako wprowadzenie do konceptu serii, bo nawet jako reklama jest średni – liceum, w którym akcja się dzieje, mało przypomina to zestawowe. Nie mówiąc o tym, że wspomniany film opublikowano na YouTube (i chyba nigdzie indziej) 16 października – ponad dwa miesiące po premierze zestawów.

Ale dziać to się zaczęło dopiero później, wraz z pełnym miniserialem LEGO Hidden Side. Dziewięć odcinków, które łącznie trwają oszałamiające 30 minut i 10 sekund. I chyba najlepszy w nich był sam styl animacji. Reszta… cóż… delikatnie mówiąc nie wyszła.

Ale plakat to akurat jest solidny

Przede wszystkim dużo historii z odcinków trwających po 3 minuty nie wyciśniesz. A że każdy próbował być swoją własną historią, to naprawdę dużo nowego ten serial nie wprowadził. Był pełen absurdalnych, niemających sensu momentów, fabuła jakoś się kleiła, ale do bardzo zaawansowanych. No i może było tam parę fajnych momentów, a także takich, w których myślałam, że zaraz dadzą nam jakiś ciekawy wątek poboczny, a potem kompletnie o tym zapominano. Najgorsze było jednak to, jak ten serial traktował postacie. Otóż widzicie, jeśli w tamtym czasie zajrzelibyście na stronę LEGO dla dzieci (tak, istnieje coś takiego) to znaleźlibyście dużą bazę danych o postaciach, w tym tych duchach, i naprawdę, było tam mnóstwo naprawdę pełnych potencjału historii do opowiedzenia.

Kim jest te dwoje robotników? Już pewnie nigdy się nie dowiemy.

Przykład? Naukowiec, który chciał przeprowadził na sobie eksperymenty, aby być nieśmiertelny, tyle że przez to stał się duchem, i nie do końca z własnej woli wykonuje rozkazy swojej szefowej. Ale tego oczywiście nie wiemy z serialu, a, ponownie, ze strony LEGO. W każdym razie, była tam też namiastka Lady E, która miała być tym głównym przeciwnikiem, ale skończyło się na tym, że utknęła w świecie duchów na dłużej. Serial pojawił się w listopadzie na YouTube, również w polskim dubbingu, i ponoć emitowali go gdzieś w telewizji czasami aby zapchnąć czas między dłuższymi produkcjami. Wyglądało to tak, jakby LEGO dało scenarzystom zestawy i postacie i powiedziało: ,,Zróbcie coś z tym”. No i zrobili. Zrobili coś, co może działać tylko jako reklama dla zestawów.

LEGO tworzące podstawy historii po prawej i scenarzyści po lewej. Tak, to prawdziwe ujęcie z serialu.

Pozostało dolać oliwy do ognia

Zanim przejdziemy do tego, co wydarzyło się dalej, pora zająć się słoniem w pokoju… jeśli tak po polsku w ogóle się mówi. Aplikacja Hidden Side, rewolucja, porażka, koszmar, świetna rozrywka, jak zwał tak zwał.

Koncept jest prosty – tak jak w serialu, używasz swojego telefonu do łapania duchów. Proste? No nie do końca. Łapanie duchów polegało na skanowaniu swojego zestawu, i na ekranie pojawiało się wokół niego wirtualne środowisko. Jak się telefonem potrząsnęło, to to środowisko znikało, a jeszcze większym problemem była wymagana przestrzeń. Jak już jednak przestrzeń znaleźliście, to zaczynała się gra.

Na czym polegała? Cóż, obracało się różne rzeczy w konstrukcji, i strzelało do różnego rodzaju duchów, które się przed tobą chowały, w nadziei, że nie skończy wam się energia i dotrwacie do walki z bossem – tym wielkim duchem, który jest na pudełku zestawu. Prawdą jest jednak, że mi nigdy takiego nie udało się pokonać, a sama rozrywka była… nudna. Na początku jest trochę ekscytacji, gdy zyskujesz nowe duchy, które dochodzą do twojej kolekcji i zdobywasz punkty, aby potem otworzyć kapsuły i zyskać nowe duchy lub ulepszyć te już posiadane, ale po jakimś czasie przestają trafiać się nowe upiory, a ciągłe strzelanie do tych samych straszydeł robi się nudne.

Była również możliwość grania jako duch i nawiedzania zestawów, ale było to szalenie proste i powtarzalne, a więc też nie najlepiej. Chyba najfajniejszą częścią tej gry była sama biblioteka duchów – było ich tam przynajmniej ze sto, każdy wyjątkowy, i każdy miał jakąś krótką, ale interesującą lub zabawną historię opisaną w jednym lub dwóch zdaniach. Ta różnorodność była naprawdę mocną stroną, więc nie wiem, czemu w serialu wszystkie podstawowe duchy były identyczne. Mówiliśmy już o niewykorzystanym potencjale?

W każdym razie, aplikacja została oceniona w bardzo szerokim spektrum, od fatalnej, nudnej rozgrywki po innowacyjne, piękne graficznie doświadczenie, ale prawda jest taka, że wielkiej popularności to nie zyskało – tym bardziej, że do prawdziwej zabawy potrzebny był zestaw.

Druga szansa

27 grudnia – tą dziwną datę premiery wybrało LEGO dla drugiej fali. Po starcie ze świetnymi konstrukcjami, średnią aplikacją i zmarnowanym potencjale w storytellingu seria dostała od wielu czystą kartę. I co zrobili? Powtórzyli te same błędy.

Tym razem przedział cenowy sześciu nowych zestawów wynosił od 90 do 230 złotych – seria próbowała dostać się w ręce osób o mniejszym budżecie, i ponownie, konstrukcje nie zawiodły. Trudno mi powiedzieć, czy specjalnie się poprawiły, w sumie ta fala była trochę gorsza od poprzedniej, przynajmniej w mojej opinii – mimo wszystko zestawy wciąż były pełne szczegółów, dobrych minifigurek i ogólnie były to porządne projekty.

Niestety, magicznego triku idealnego balansu między konstrukcją nawiedzoną i nie nawiedzoną już nie było, pojawiły się widoczne kompromisy, i w sumie tylko jeden z tych zestawów mógłby grać jako zwyczajny budynek – był to swoją drogą najmocniejszy z fali. Nie wiem, jak wyglądały dochody z tej serii, ale te nowe zestawy nie powalały tak jak pierwsze – a nie miało się zrobić lepiej.

Jeszcze większy chaos

Nowe dziesięć odcinków, 32 minuty nowego materiału wparowało na kanał LEGO na przełomie stycznia i lutego. I, nie wierzę, że to mówię, była to znaczna poprawa.

Serial nareszcie miał jakiś cel, pokazano, dokąd dążą bohaterowie i wprowadzono paru nowych, było parę dobrych momentów i nareszcie coś zrobili z postaciami, nadając im chociaż trochę głębi. Wciąż, było tam trochę braków w logice i wyjaśnieniach, a także parę momentów, w których widać było, że scenarzyści musieli po prostu jakoś wybrnąć z trudnej sytuacji. Problem mam, ponownie, z niewykorzystanym potencjałem.
Nie chcę tu bardzo wchodzić w fabułę, ale akcja konkretnie zaczyna się dziać dopiero w odcinku 5, a więc powinniśmy ten czas trwania skrócić o połowę, bo reszta to zapychacze – nie są to złe zapychacze, są przypadki, gdzie wreszcie poruszają poboczne, ciekawe tematy, ale są one zbędne dla fabuły. Zobaczyliśmy też świat duchów, ale sami zobaczcie, jak to wyglądało:

To mniej więcej wszystko, co widzieliśmy z tego miejsca, i znowu ubolewam nad brakiem rozwinięcia historii upiorów. Po prostu pojawiają się, a bohaterowie z nimi walczą, wygrywają, i niby mamy happy end, chociaż ponownie, nie do końca – sezon kończy się wspaniałym cliffhangerem z bohaterami strzelającymi do duchów. Co za wspaniałe nawiązanie do filmiku sprzed pół roku.

Zadam wam jednak najważniejsze pytanie: czemu znowu walczą z tymi samymi przeciwnikami? Jest milion różnych opcji, jak dalej można by poprowadzić fabułę, ale zdecydowano się na ten sam pomysł z nawiedzaniem, wielkimi duchami i Lady E stojącą za tym wszystkim. Dla pierwszego lepszego klienta może być to trochę nieciekawe w porównaniu do na przykład Ninjago, tym bardziej, że Lady E została pokonana w poprzednim sezonie – i wygląda zupełnie inaczej niż wcześniej. Co tu się wydarzyło?

Światełko w tunelu

To, co jednak wydarzyło się z aplikacją, można było uznać za dobry znak. Wraz z nową falą pojawiła się tam opcja gry multiplayer – najpierw z przyjaciółmi, a potem – online.

I tak spędziłem w tej grze większość czasu – albo skanując zestaw, a potem łapiąc tam duchy, którymi sterowali inni gracze albo samemu próbując pokrzyżować szyki łowcy. Był to moment, w którym zabawa wróciła z powrotem do tej aplikacji – wreszcie było tam jakieś wyzwanie, i mimo, że w oczach niektórych była to gra już skreślona, ta nowa funkcja dała nam nadzieję.

Wyjście z tunelu – nieopodal wejścia

Już pół roku później, w dzień dziecka, mogliśmy kupić falę trzecią – która okazała się ostatnią. Było to jedynie pięć nowych zestawów, od 90 do 450 złotych. I, dla większości ludzi, była ona totalnym pomieszaniem z poplątaniem.

No więc widzicie… Pojawili się nowi złoczyńcy – Shadow Walkerzy i główny przeciwnik, Nehemar Reem, Zwiastun, jeśli dobrze pamiętam, jak to się pisze. I to w sumie wszystko, co o nich wiedzieliśmy.

Z większości zestawów wyparował kompletnie system nawiedzania i konstrukcji, i minifigurek (chociaż były wyjątki), a te duże duchy wciąż straszyły na pudełkach. Reem i jego kompania wydawali się wyglądem zupełnie inni niż upiory, a największy zestaw, ich siedziba, Tajemniczy zamek, miał również parę fragmentów wyglądających, jakby miał siedzieć tam jakiś stwór. Wprowadzono też inne nowe postacie, o których nawet nam nie powiedziano, nowe pojazdy, o których nic nie wiedzieliśmy, i, jak widzicie, by to chaos. Przynajmniej poziom konstrukcji był wysoki.

Wyjście z tunelu – nieopodal wejścia

Tak naprawdę za wszystkim stoi sezon trzeci. Którego nie było. Zamiast tego zrobili coś, co moim zdaniem powinni robić od początku – pojawił się odcinek specjalny.

Było to 40 minut jednej, spójnej historii, i mimo, że nie był on idealny, to naprawił niemal wszystkie moje problemy.

Bohaterowie nie mają głębi? Cóż, mieli wystarczająco czasu, aby rozwinąć bardzo ciekawy wątek między Jackiem i Parker, nie mówiąc o świetnej postaci Reema a także wielu innych nowych bohaterach. Ciągle dzieje się to samo? Już nie, bo film zapewnia nam płynne przejście od łapania duchów do Reema. Świat jest nudny? Cóż, solidnie go rozwinięto. Było wiele fajnych scen i momentów, było mrocznie, było ciekawie, i przede wszystkim wyglądało to tak, że seria ma jakąś przyszłość.

Na końcu odcinka znika zamek. A wraz z nim Hidden Side.

Myślę jednak, że w tym momencie twórcy już wiedzieli, że nie będzie kontynuacji tej historii. Że to już ostatnie podrygi Hidden Side. To pewnie dlatego prawie nikt z was nie widział Nocy Zwiastuna, odcinka specjalnego.
Emitowano go w telewizji w Halloweeen, i na tym się skończyło. Nie było polskiego dubbingu, jedyna wersja była angielska, którą możecie znaleźć na YouTubie – to akurat polecam obejrzeć, tylko aktorzy strasznie mamroczą i czasami trudno ich zrozumieć. Niestety, ten bardzo dobry w mojej opinii film został zapomniany i nigdy nie dotarł do szerszych odbiorców. Nie dotarła więc do nich cała fabuła, na której opierała się fala. A więc nie dotarł do nich jej sens.
Pod koniec 2020 roku wycofano wszystkie zestawy. A na początku tego roku wyłączono serwery gry.

Spoczywaj w pokoju, Hidden Side

Myślę, że całą tą historię, tą długą analizę, możemy sprowadzić do jednej rzeczy. Jednego powodu, dla którego Hidden Side upadło, bez którego zapewne inne problemy również by się nie wydarzyły. Miała to być rewolucja, a okazała się gwoździem w trumnie serii – tak, mówimy o aplikacji.

Otóż mam wrażenie, że LEGO widziało tą tematykę jako przede wszystkim grę. Nie myśleli o tym jako o typowej serii, a wszystko zostało stworzone wokół aplikacji. To, że aplikacja nie jest jakaś fenomenalna, już słyszeliśmy – ale bardziej chodzi o jej wąską tematykę – łapanie duchów. Mieliśmy łapać duchy i powinniśmy być zadowoleni, ale przez półtora roku nie można wydawać zestawów ciągle z tym samym. Potrzeba innowacji, nowych pomysłów na fabułę, aby pchać to do przodu. A tak wąsko zakrojone możliwości gry na to nie pozwalały.
Idealnym przykładem byłaby ostatnia fala, bo była ona rzeczywiście jedyną, w której postawiono na storytelling – i tym razem nie dano scenarzystom zestawów, a dali programistom fabułę. I powiedzieli ,,zróbcie coś z tym”. I to widać.

Próbowali jakoś wpleść w te konstrukcje opcje nawiedzania, choć tym razem były zbędne, próbowali udawać, że nasi bohaterowie wciąż walczą z duchami, chociaż przez połowę filmu tego nie robili, próbowali udawać, że Shadow Walkerzy to przeciwnicy – a tak również do końca nie było, nie będę tu przytaczać całego plotu, ale tak naprawdę byli jednymi z wielu dusz, które zjadł jeden stwór – i na ekranie udało mi się znaleźć ich dwa razy. Ale chyba najlepiej widać to w przypadku dwóch dużych duchów z dwóch zestawów.

Pierwszy przypadek z Nawiedzonej wyścigówki to upiór, którego na ekranie kompletnie nie było. Wygląda na to, że projektanci pilnie potrzebowali ducha do zestawu i go po prostu wymyślili, co jeszcze bardziej potwierdza moją teorię o kolejności tworzenia tych zestawów: najpierw historia, potem konstrukcje, a przegraną już aplikację zostawić na koniec. Jeszcze dziwniejsza sprawa stała się z Paszczą, wspomnianym wcześniej stworem, który, spoiler, chciał pożreć na śniadanie nasz świat. Sami zobaczcie, jak wyglądała w filmie, a jak w aplikacji.

Pierwszy przypadek z Nawiedzonej wyścigówki to upiór, którego na ekranie kompletnie nie było. Wygląda na to, że projektanci pilnie potrzebowali ducha do zestawu i go po prostu wymyślili, co jeszcze bardziej potwierdza moją teorię o kolejności tworzenia tych zestawów: najpierw historia, potem konstrukcje, a przegraną już aplikację zostawić na koniec. Jeszcze dziwniejsza sprawa stała się z Paszczą, wspomnianym wcześniej stworem, który, spoiler, chciał pożreć na śniadanie nasz świat. Sami zobaczcie, jak wyglądała w filmie, a jak w aplikacji.

Morał?

Jedno z najbardziej niesamowitych ujęć odcinka specjalnego. Szkoda, że raczej nie zobaczymy go w lepszej jakości…

Klocki zawsze pozostaną klockami, a próba pomieszania tego z wirtualnym światem może okazać się dobrym pomysłem – jeśli nie ucierpi na tym seria, a także oba światy nie będą ze sobą kolidować. W tym przypadku jednak mocno ucierpiała historia, przez co całość nie trzymała się razem, a tak duże skupianie się w marketingu na aplikacji pozostawiło same konstrukcje niedocenione. Myślę, że nauki z tej serii wpłynęły na sukces Monkie Kid, a także będą wspierać Dreamzzz w swojej drodze do sukcesu. LEGO zajęło jeszcze pół roku, aby przekonać się, że AR i LEGO to nie jest dobry pomysł, z dziwacznym pomysłem, jakim było VIDIYO – ale o tym powiemy sobie niedługo, zarówno jak o Monkie Kid czy Dreamzzz, mamy jeszcze dużo rzeczy do przedyskutowania.

I na koniec linki:
Hidden Side Wiki (źródło zdjęć z serialu i aplikacji): https://hiddenside.fandom.com/wiki/Hidden_Side_Wiki
Dokument LEGO cytowany na początku: https://www.lego.com/pl-pl/aboutus/news/2019/february/lego-group-introduces-lego-hidden-side
Reszta zdjęć: LEGO
W ogóle, doprowadzenie tego artykułu do tego momentu zajęło dwa dni pisania i jeden uciążliwego składania i próbowania obejścia problemów z wersją mobilną – jeśli zauważyliście jakieś błędy, zbyt małe zdjęcia czy wąski tekst na telefonie, to przepraszam, zrobiłem wszystko, co się dało, ale WordPress jak widać ma swój inny pomysł, jak to ma wyglądać.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top