Ależ światem LEGO zatrząsło, gdy pojawiła się druga seria minifigurek z Marvela. I nie chodzi tu o postacie – te były naprawdę dobre – ale o opakowanie, w jakim się znajdowały. Było ono wykonane z kartonu. Kartonu, który był dosyć twardy. A więc wymacanie figurki w sklepie okazało się niemożliwe.
Stare wypiera nowsze – karton wypiera plastik
Wszyscy dobrze wiemy, co się obecnie dzieje z naszą planetą. Ludzie w rozmaitych korporacjach również – tak więc zaczęło się widywać na ulicach elektryczne auta, na dachach panele słoneczne a w Żabce papierowe torby na zakupy. LEGO również bierze udział w tej ekologicznej rewolucji – na różne sposoby.
W LEGO Storach już dawno torby z tworzywa sztucznego zniknęły, w niektórych zestawach elementy botaniczne powstały z roślin, a papierowe worki na klocki w zestawach stały się rzeczywistością. Firma pracuje też nad klockami wykonanymi z starych plastikowych butelek (ponoć jedynym problemem jest nadanie im koloru), nie mówiąc o całym promowaniu ekologicznego stylu życia w rozmaitych zestawach z City, Friends, a nawet Technic. Podobnie stało się też z opakowaniami minifigurek.
Pierwsze tego typu pudełka zobaczyliśmy przy serii minifigurek z zapomnianej, nieudanej tematyki VIDIYO (artykuł w drodze) w marcu 2021. Nie spodobało się to raczej fanom, ale w tamtym momencie normalne serie minifigurek nie zostały tknięte tą zmianą – i może to dobrze. Opakowania Bandmates Series 1 (bo tak ten zestaw się nazywał) były krytykowane jako mało odporne na… ogólnie, na wszystko. I pojawił się też inny problem, dosyć w sumie oczywisty – macanie minifigurki stało się niemożliwe.
Szczerze mówiąc, to ja raczej tej metody nie stosowałem – nigdy nie byłem dobry w wykrywaniu figurek przez plastik, i choć może raz udało mi się zdobyć w ten sposób kapitana z serii 23, to wolałem kupować znaną już zawartość online. Tam, totalnie bez ryzyka, można było znaleźć saszetki, których posiadacze zajrzeli do środka i zidentyfikowali figurkę – owszem, była to zabawa dużo droższa niż kupowanie w cenie katalogowej, ale dla pewności wolałem zapłacić trochę więcej. Inni jak widać nie – tak więc w rozmaitych sklepach można było znaleźć ludzi miętolących w palcach opakowania w poszukiwaniu charakterystycznej części. Było to wiele tańsze, i, dla niektórych, o wiele bardziej efektywne rozwiązanie.
Tak więc seria VIDIYO eliminowała tą możliwość. I jak widać wiele osób z tym się nie pogodziło. W Carrefourach, na półkach zapełnionych tym zestawem można było zobaczyć rozdarte pudełka, w których znajdowała się jeszcze minifigurka. Niektóry po prostu na chama siłą zmuszali opakowanie do otwarcia, aby zidentyfikować postać – i to jeszcze przed zakupem, bo dużo z nich po prostu zostawiało zestawy z niepasującą im zawartością na półce. Tak więc takie poszarpane paczuszki widywane były nie tylko w polskich sklepach, ale i na całym świecie. Nie było to dobre rozwiązanie.
Nowe pudełko, stare problemy
VIDIYO szybko upadło, i mięliśmy dwa lata spokoju od upiora papierowych saszetek na minifigurki (okej, pojawiły się one w kolekcjonerskich postaciach z Mario, ale nie są to figurki i nie jest to też coś popularnego). We wrześniu 2023, wraz z drugą serią Marvel, opakowanie powróciło – lepsze, odporniejsze, ale wciąż niemożliwe do macania.
No i powrócił problem z identyfikacją kryjącej się w środku postaci. Tak więc wiele fanów zdecydowało się znaleźć sposób na odkrycie zawartości, i okazało się, że owszem, jest to możliwe.
Na początku przeanalizowano duże pudełka z mniejszymi pudełkami, odkrywając, że każda minifigurka powinna znajdować się w tym samym miejscu w każdym dużym zestawie. Zaraz potem wyszło, że jest to mało skuteczna metoda, i że ustawienie nie jest identyczne.
Potem pojawiła się informacja, że kod na dole pudełka może zdradzić, kto czai się w środku – i to działało, ale nie gwarantowało stuprocentowej skuteczności.
I skończyło się tak, że jedyną metodą było zważenie dokładne każdego z opakowań. A kto będzie z profesjonalną wagą iść do sklepu? Cóż, raczej nie ja.
Seria 25 i nowe, skuteczne metody
No i nadszedł styczeń 2024, bardzo ciekawa seria 25 minifigurek oraz kolejny problem z wymacywaniem. Tutaj jednak LEGO jak widać zlitowało się nad fanami, i obecnie znamy kilka różnych metod. Można targać ze sobą wagę, albo kupić zestaw trzech pełnych kolekcji za ponad 500 złotych w dużym pudle – układ minifigurek powinien być zawsze taki sam. Jest jednak dużo łatwiejszy sposób. Otóż na dole każdego opakowania powinien znajdować się numer i kod QR:
Okazuje się, że po numerze da się zidentyfikować postać. Co więcej, po kodzie QR również. Wtedy programiści zasiedli przed swoimi komputerami i mamy obecnie kilka aplikacji, które pozwalają na łatwe odkrycie zawartości. Ja korzystałem ze strony internetowej, którą znalazłem na konkurencyjnym blogu FanKlocków.pl (który swoją drogą polecam). Wygląda może niepozornie, ale muszę przyznać, że jest to przegenialne narzędzie bardzo ułatwiające robotę.
Jak to wygląda w akcji?
Narzędzie Lego CMF Decoder przetestowałem w najlepszym możliwym miejscu – LEGO Storze, a dokładniej tym położonym w Gdańsku, gdzie ostatnio zakupiłem sobie trzy z najnowszych postaci. A więc jak to działa?
Strona prosi o pozwolenie na używanie aparatu, a następnie wystarczy nakierować obiektyw na kod kreskowy (bywają problemy z ostrością, ale nie jest to ogromna tragedia) i powinno nam wyskoczyć duże okno ze zdjęciem minifigurki. Z tego co wiem, dokładność jest stuprocentowa, ale warto wspomnieć, że nie działa to na wszystkie pudełka – tylko te z większym kodem kreskowym, jak ta na powyższym zrzucie ekranu. W sklepach można również znaleźć wiele opakowań z mniejszym – i wtedy wyświetla błąd.
Tak więc wszedłem do LEGO Storu i zacząłem po prostu po kolei skanować wszystko w poszukiwaniu psiej fryzjerki, gimnastyczki i gamerki. Jest to zajęcie całkiem czasochłonne, ale śmieszne jest to, że wokół stoiska zebrało się kilka innych osób – również z telefonami w ręku, po kolei sprawdzając każde opakowanie. Co więcej, podeszła nawet do mnie bardzo sympatyczna pracowniczka sklepu, i zapytała, czego szukam, informując potem, że psów jeszcze kilka zostało, ale kozy, barbarzyńcy i detektywi już wszyscy się wyprzedali.
Jak więc widzicie, nowa metoda zyskała popularność, a pracownicy LEGO… cóż, szczerze mówiąc, to sądzę, że też z niej korzystają. Liczy się to, że można niskim kosztem zdobyć pożądane postacie – no, chyba, że je już wszystkie wykupiono. Koza ma naprawdę duże wzięcie. W każdym razie, przy okazji była to mała historia papierowych opakowań minifigurek, i w sumie wpis ten był mocno spontaniczny – miałem ten pomysł, siadłem i napisałem go w mniej niż godzinę. I był to naprawdę fajnie spędzony czas.
Swoją drogą, skanując dowiedziałem się, która minifigurka jest najmniej pożądana – chodzi o harpię, której było tam mnóstwo.
Really interesting and funny! Loved this article, thank you!