Oto finalny zestaw na dwudziestą piątą rocznicę LEGO Star Wars – i jest to konstrukcja, która próbuje zrobić wiele rzeczy, i ostatecznie w żadnej nie jest dobra.
Zapraszam na recenzję absurdalnie długo nazwanego modelu Imperialny transportowiec kontra zwiadowczy śmigacz Rebelii – konstrukcji, która ostatecznie zadowoli tylko swoją grupę docelową.
Imperialny transportowiec kontra zwiadowczy śmigacz Rebelii
Numer katalogowy: 40755
Cena katalogowa: 174.99 złotych
Tematyka: Star Wars
Data premiery: Październik 2024
Liczba elementów: 383
Grupa wiekowa: 8+
Podseria: Brak

Niepokojące

Zanim zacznę krytykować ten zestaw, spójrzmy na pozytywy – to perfekcyjna konstrukcja do budowy w dwie osoby. Dostajemy tu dwa pojazdy dwóch frakcji, które mają po tyle samo minifigurek i konstruuje się przez podobny czas, i do tego w pudełku dostajemy dwie instrukcje. W moim przypadku były one jednak mocno pogięte, co zdarzało się już wcześniej, ale podobnie sprawa wyglądała z arkuszem naklejek – i tego wcześniej nie widziałem. Poza tym w kartonie czekało sześć woreczków – plastikowych, o dziwo.
Co tu się stanęło?

Zacznijmy najpierw od wizualnie mniejszego transportowca Imperium – i powiem to od razu, wygląda on tragicznie. I na zdjęciach prezentuje się jeszcze gorzej, bo jeden z… wlotów powietrza jest zamontowany za nisko.

Na początek w ogóle warto zaznaczyć, że to chyba nawet nie jest pojazd kanoniczny, a inwencja twórcza projektantów. Pamiętam, że chyba w Nowej Nadziei mignęła mi podobna maszyna, ale nie udało mi się jej odkopać w Wookiepedii, zestaw nie jest też kwalifikowany do jakiegokolwiek filmu, a więc musimy założyć, że takowy transportowiec nie istnieje. I może dobrze, bo w jakimkolwiek przypadku byłby tragicznym odwzorowaniem materiału źródłowego.

Może zacznijmy od plusów. Kabina wygląda fantastycznie, i tu mówię poważnie, jest ona ciekawie ustawiona pod kątem, w środku jest sporo miejsca dla minifigurki, wszystko jest eleganckie, opływowe, i dopełnia to przepiękna szyba.

Ta część jest bezbłędna. Dalej jednak robi się… źle.

To, co dzieje się z tyłu, mogę opisać chyba tylko jako chaos. Wygląda to, jakby wszystkie te elementy pozczepiał od czapy jakiś trzylatek. Trudno mi zrozumieć kształt, wygląd, i w ogóle logikę tej maszyny, nie mam pojęcia, co miał na myśli twórca, i ostatecznie zlewa się to w placek, bo statek nie ma żadnego zaokrąglenia na dole, tylko tam się po prostu kończy.

I z tyłu nie robi się też lepiej – mamy silniki, jakieś chłodnice, spoilery, powoli zaczyna mieć to sens… a potem okazuje się, że na dole jest miejsce siedzące dla żołnierzy. Które można jeszcze odpiąć.

Nie ma to żadnego sensu, i chyba nie będę marnować na to mojej i tak bliskiej rozpadu klawiatury. Do zabawy jest to może dobre, ale do patrzenia nie.
Totalna odwrotność

Śmigacz Rebeliantów również jest wymyślony przez projektantów, ale ku mojemu zaskoczeniu prezentuje się fantastycznie. Pojazd ten ma sens – zarówno swoim rozmiarem, funkcją, jak i stylem, wszystko tu pasuje.

Podoba mi się kolorystyka modelu, a także jego opływowość, pełno tu zaokrągleń i ostrych kątów, które może nie pasują do siebie perfekcyjnie, ale ostatecznie zlewają się razem i tworzą aerodynamiczną budowlę. Nie wiem czemu, ale bardzo podobają mi się też te wloty powietrza, które kończą bryłę pojazdu.

Z tyłu znalazły się dwa silniki – większe niż w transportowcu, swoją drogą – a także… dziura. A nawet dwie. I choć jedna służy dobrze aerodynamice, druga prowadzi bezpośrednio do wnętrza, i nie mam pojęcia, czemu tam jest. Przynajmniej nie rzuca się w oczy.

No właśnie, jak już jesteśmy przy wnętrzu, to warto wspomnieć, że nie mam do niego żadnych zastrzeżeń. Miejsca jest tu dużo, dwóch Rebeliantów może rozsiąść się wygodnie w przygotowanych miejscach, dorzucono tu też panel sterowania (który chowa się za nogami minifigurek, ale po transportowcu jest to do przełknięcia), i naprawdę nie ma tu czego krytykować.

Ale to nie koniec, bo śmigacz wyposażono również w działo wielkiego kalibru. Trochę dziwna decyzja, bo to pojazd zwiadowczy, ale tyle dobrego, że armata wygląda świetnie, jest na jej górze miejsce do sterowania, działo jest też regulowane, i, ogólnie, cały śmigacz to bardzo udana konstrukcja.
Czy to battle pack?


Prawda jest jednak taka, że ten zestaw służy przede wszystkim jako battle pack. Dostajemy tu trzy minifigurki szturmowców i tyle samo Rebeliantów, i wszystkie te postacie są odwzorowane świetnie, wyglądają wspaniale, członkowie Rebelii dostali nawet alternatywne wyrazy twarzy.

Moja jedyna uwaga to fakt, że dwóch szturmowców to kobiety – a coś takiego w Star Warsach nie miało miejsca, Imperium brało do tej roboty tylko mężczyzn, ale jako że i tak trudno powiedzieć, aby ten zestaw trzymał się kanonu, to chyba możemy to przełknąć.


Otrzymujemy tu także rocznicową figurkę nietypowego droida QT-KT – i prezentuje się on świetnie. Do tego jego podstawka również robi robotę, każdy nadruk jest mile widziany.
Bez celu

Najbardziej szokujący jest dla mnie fakt, że ten zestaw zaprojektował gość odpowiedzialny za małego Sokoła Millenium – jeden z moich ulubionych modeli 2024 roku, wizualny i techniczny majstersztyk. To jednak… cóż, transporter wygląda tragicznie i cała logika wyparowała przy jego tworzeniu, i trudno powiedzieć, że śmigacz go odkupuje, bo jak dobra to nie jest budowla, to stanowi jedynie połowę tego zestawu.

Można by jednak powiedzieć, że minifigurki ratują sytuację i że jest to dobry battle pack, ale nie, ten twór jest za drogi, aby utrzymywać się z samych figurek – konstrukcje też coś tutaj muszą wnieść, i ostatecznie chyba to coś zabierają. Powiedziałbym więc, że to zestaw niezły do zabawy, bo funkcji i potencjału w tej kwestii ma sporo, a minifigurki świetnie się temu przysłużą, ale też nie – ten model jest w dystrybucji ekskluzywnej, jego cena nie zejdzie poniżej katalogowej, i przez to jest totalnie nieopłacalnym zakupem.

Dużo lepszą propozycją jest dostępny obecnie taniej Abordaż na Tantive IV, gdzie dostajemy nawet lepszy, podobny komplet figurek, a także bardzo dobrą konstrukcję. Tak więc nie kupujcie Imperialnego transportowca kontra zwiadowczego śmigacza Rebelii. Serio, nie róbcie tego.

Tak na marginesie, to świetnie się bawiłem podczas pisania tej recenzji – dawno nie mogłem poważnie jakiegoś zestawu skrytykować, i chyba muszę to robić częściej. Do tego poeksperymentowałem ze zdjęciami, i mam nadzieję, że podoba wam się ostateczny efekt, bo ja go uwielbiam.