Zaczynając budować ten zestaw miałem już całkiem wysokie oczekiwania – kosztuje on niemało, nosi znak 18+ i jest jedynym zeszłorocznym modelem wydanym z okazji czterdziestolecia Powrotu Jedi, a do tego zaczął on całą miniserię Starship Collection. Superniszczyciel Executor przebił je jednak przynajmniej dwukrotnie.

A więc pora zrecenzować kolejny fenomenalny zestaw. Oto przepiękny okręt flagowy Vadera w klockowej wersji.

Standardowy początek

Wszystko klasycznie zaczyna się od czarnego pudełka i zawartych w nim sześciu plastikowych woreczków i nawet ładnej instrukcji. W środku niej dostajemy parę bonusów dotyczących procesu twórczego modelu i genezy samego pojazdu.

Nie dostajemy tu żadnych naklejek, co warto docenić.

Dziewiętnaście kilometrów

To kanoniczna długość Executora. I choć ten model jest w sporo mniejszej skali, to też jest strasznie długi, dwukrotnie dłuższy od Sokoła Millenium z tej samej kolekcji, dłuższy nawet od Camaro kosztującego dwukrotnie więcej. To naprawdę długi model.

Zostawiając jednak te powtórzenia, ta konstrukcja wygląda super, perfekcyjnie oddaje oryginał, wygląda elegancko, no i nie jest taka mała, jak sugeruje to pudełko. Biorąc pod uwagę, że mówimy tu o LEGO Star Wars, a ta seria ma swego rodzaju podatek od licencji, to zaskakująco duży model jak na swoją cenę.

W ogóle Executora budowało się bardzo przyjemnie. Pierwsza połowa procesu to świetna zabawa, dużo większych elementów, a w drugiej za to montuje się te wszystkie detale i wciska malutkie klocki na miejsce. Zachowano tu fajną równowagę pomiędzy tymi dwoma częściami.

Przyjrzyjmy się więc flagowemu okrętowi Dartha Vadera dokładniej – od dziobu do rufy, jeśli takie nazewnictwo dotyczy również statków kosmicznych.

Grunt to dobra podstawa

Cały model opiera się na klasycznej, czarnej podstawce. Nie jest ona niczym wyjątkowym, takowe pojawiały się już w dziesiątkach zestawów, stanowi ona jednak bardzo dobrą bazę dla Executora.

Statek trzyma się na niej bardzo dobrze, nie chybocze się i trudno go przewrócić, całość jest bardzo dobrze wyważona.

Otrzymujemy tu też dwa nadruki – jeden z nazwą okrętu, a drugi tworzy ekskluzywny dla tego zestawu klocek z okazji czterdziestolecia Powrotu Jedi.

Executor pełen klasy

Superniszczyciel to jeden z moich ulubionych statków w całych Star Warsach, jeśli nie ulubiony. Ma on w sobie taką klasę, elegancję, powiedziałbym nawet, że luksus, i jednocześnie nie kryje też swojego ogromnego rozmiaru. Cóż, ta konstrukcja idealnie to oddaje.

Executor z klocków składa się z dwóch wielkich, sprytnie zamontowanych paneli po jego obu bokach. Zjeżdżają się one z przodu tworząc strzelisty dziób, zostawiając jednak małą szparę – może ja coś źle zamontowałem, a może tak ma to wyglądać, nie wiem, ale ten prześwit zupełnie mi nie przeszkadza.

Gdy tylko panele robią się wystarczająco szerokie, zostają wyłożone płytkami – dzięki temu są płaskie, tak, jak w filmie, ale jednocześnie zadbano tu o wystarczającą teksturę, parę odsłoniętych studów czy dosyć chaotyczne ułożenie, efekt jest świetny, jakby statek rzeczywiście był złożony z jakichś ogromnych paneli, nadaje to modelowi takiej głębi.

Z tyłu boki się schodzą, tworząc bardzo charakterystyczną rufę pojazdu. Ta część wygląda świetnie, chociaż trochę się telepie, bo nie jest na tyle przymocowana – co jednak ważne, trzyma się ona dobrze i pasuje perfekcyjnie, elegancko domykając statek.

Jak już wspomnieliśmy o silnikach, to chyba warto na nie rzucić okiem. Znajdują się one oczywiście na samym tyle, przymocowane pod panelami w czterech rzędach – łącznie jest ich aż trzynaście, prezentują się fantastycznie i sprawiają, że model nie jest nudny, kiedy patrzy się od tyłu. Silniki lubią jednak odpadać, co trochę irytuje.

Tutaj poszła połowa klocków

W samym centrum Executora znajduje się część miejska, jeśli można to tak nazwać. Ta strefa fantastycznie kontrastuje z minimalistycznymi płatami bocznymi, jest przepełniona detalami, losowymi, malutkimi częściami, które świetnie odwzorowują ten fragment oryginalnego okrętu.

Rzeczywiście wygląda to losowo, a do tego idealnie wpasowuje się w sam środek statku, pomiędzy ustawione pod kątem panele – a naprawdę trudno jest zrobić coś takiego z klockami.

Jest tutaj mnóstwo malutkich detali, choćby niebieskie światełka rozsiane nie tylko w części miejskiej, ale na całym modelu, górujący nad strefą mostek czy próba odwzorowania sceny rozmowy Vadera z łowcami nagród.

Wyszło to dosyć dziwnie, z figurkami złożonymi z zaledwie dwóch klocków, ale mniej więcej da się rozpoznać, kto jest kto, i co to za moment. W ogóle miała to być część niewidoczna po zbudowaniu, ale kolorowe elementy widać trochę, gdy odchyli się najdalej oddaloną na dziób część strefy miejskiej.

Całą budowlę perfekcyjnie domyka fakt, że nie jest to jedyny niszczyciel w tym zestawie – dostajemy jeszcze dwie klasyczne wersje tego statku Imperium, podczepione z przodu i z tyłu Executora. To naprawdę małe konstrukcje, mniejsze niż z jakiejś gazetki, ale od razu widać, co to takiego. Te okręty dają taki punkt odniesienia do rozmiarów superniszczyciela i idealnie dopełniają ten zestaw.

Executor perfekcyjny?

To była dziwnie napisana recenzja, próbowałem tutaj opisać ten model, ale wyszło to raczej nędznie. Musielibyście go zobaczyć na własne oczy, jest naprawdę imponujący i zdecydowanie warty uwagi. Mam tutaj wrażenie podobne jak z Sokołem Millenium z tej samej kolekcji – lepiej się tego statku nie odwzoruje, z każdego kąta wygląda on perfekcyjnie.

Owszem, kiedyś może powstać ogromny UCS za dwa tysiące złotych, który zdecydowanie będzie miał więcej detali niż ten superniszczyciel, ale w tym wypadku mały Executor wygrałby ceną, która jak na tego rozmiaru i jakości model ze Star Warsów jest naprawdę bardzo dobra.

Mogę z czystym sumieniem polecić ten zestaw chyba każdemu, który zobaczył zdjęcia i uznał, że to może być fajna konstrukcja. Jeśli myślicie nad zakupem Executora, to śmiało, bo budowlę tą wycofują z końcem roku. A szkoda, bo to fantastyczny zestaw.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top