Ostatnio w LEGO dzieje się coś bardzo dziwnego. Otrzymujemy dużo nowych serii… możliwe, że za dużo. I oni chyba o tym wiedzą.
Profit przede wszystkim
Możemy nie dopuszczać tego do swojej świadomości, ale LEGO jest w końcu biznesem – i choć może rzeczywiście chcą po prostu produkować świetne zabawki, aby sprawiać dzieciom radość… cóż, wszystko wciąż kręci się wokół pieniędzy. To z powodu ich braku ta firma powstała i dzięki nim się rozwija. I one również mogą być motywacją do tworzenia nowych tematyk.
Owszem, Duńczycy mogliby trzymać się kilkunastu serii i nie eksperymentować, ale w takim wypadku nigdy nie powstałoby Ninjago, które przyniosło im astronomiczne pieniądze, albo chociażby Friends, które też należy do najlepiej zarabiających serii. Mimo, że biblioteka starych tematyk jest pełna niewypałów jak Hidden Side czy Galidor (o nie, to było najgorsze…), to ich eksperymenty przynoszą im znacznie więcej dobrego niż złego. Tak więc nowe serie powstają… i to bardzo szybko w ostatnim czasie.
Widoczny wzór
Jeśli spojrzymy sobie na stare serie LEGO, i to, w jakim tempie się pojawiają, można zauważyć, że co ileś lat jest wręcz fala nowych tematyk, które trwają jedną, dwie fale i się kończą. W ogóle cały okres 1995-2012 można nazwać istną lawiną nowości, nowości, które długo nie przetrwały, jak Alien Conquest, Ultra Agents czy Power Miners.
Był to jednak czas kryzysu gospodarczego LEGO, i niektóre z tych prób, jak Bionicle czy licencjowany Harry Potter i przede wszystkim Star Wars, pomogły im wstać z kolan i zakończyć ten burzliwy okres. Podczas tych eksperymentów wyszło im Friends czy Ninjago, które, jak wiemy, okazały się wielkim sukcesem.
Potem nastała cisza i bardziej okazjonalne wypuszczanie eksperymentów, na przykład Nexo Knights czy Chima, które wytrzymały zaskakująco długo. W 2020 dostaliśmy parę innych, ciekawych nowych serii, jak Art, Dots, Icons, Monkie Kid czy Super Mario – i te wszystkie serie (no, poza Dots, które ostatnio się poddało) przetrwały do dziś – jak widać LEGO chciało wejść w nową dekadę z zestawem solidnych, bezpiecznych nowości.
Na stronie Eurobricks znalazłem naprawdę świetną grafikę, która, choć już trochę nieaktualna, świetnie pokazuje to, jak zmieniała się ilość serii.
Początki nowego trendu
Powinniśmy zacząć od serii Avatar, będącym, według mnie, pierwszym przejawem nowego trendu LEGO. Tematykę zaprezentowano na LEGO CON w 2022, aby potem zaprezentować pierwszą falę w sierpniu – i, trzeba przyznać, zestawy wyglądały obłędnie.
Wszystkie detale, stworzenia i niesamowita roślinność z filmów zostały odtworzone w naprawdę niesamowity sposób, nie mówiąc już o wprowadzeniu zupełnie nowych odlewów dla wierzchowców Na’vi oraz ich samych – otrzymaliśmy zupełnie nowe, dłuższe nogi, wraz z torsami z długimi rękami i zupełnie nowym stylem głowy. Była to niemała rewolucja – w końcu właśnie otrzymaliśmy czwartą wysokość dla minifigurki LEGO.
Potem jednak, w styczniu, dostaliśmy drugą falę opartą na nowym filmie z Avatara, i zestawy nie trzymały już takiego poziomu, a trzecia fala… cóż, jeszcze jej nie dostaliśmy. Plan zapewne był taki, aby oparta była na trzecim filmie z serii, który miał się w tym roku pojawić, ale ostatecznie mamy go zobaczyć dopiero pod koniec 2025 (co się okazało, pierwotnie miał mieć premierę w 2015, ale coś wyraźnie nie wyszło). Wygląda więc na to, że jak na razie LEGO Avatar po prostu odejdzie w zapomnienie, może wraz z premierą następnego filmu dostaniemy nowe zestawy, a może i nie – tym bardziej, że numery setów już zostały zgarnięte przez serię Minions (do tego też sobie wrócimy).
Lawina
Gdy nastał 2023, dostaliśmy… zgadnijcie, ile. Cztery nowe serie. Plus zestawy Braille Bricks, które od teraz LEGO traktuje jako osobną tematykę.
No więc zaczęło się od LEGO Indiana Jones – głośnej, nowej tematyki, będącej kontynuacją tej sprzed ponad dekady, wydanej w kwietniu. Złożyła się ona na trzy zestawy – cóż, pierwotnie miały być cztery, ale Świątynia Zagłady nie została wydana z jakiegoś powodu (w sumie dziwne, że LEGO tak po prostu poddało się przy flagowym zestawie serii).
Trzy zaprezentowane zestawy okazały się naprawdę porządnymi konstrukcjami, z świetnymi minifigurkami, ciekawymi budowlami i funkcjami zabawowymi, i, naprawdę, trudno było w nich znaleźć jakieś słabe strony.
Były również plotki o zestawach 77016-77019, które, jeśli dobrze pamiętam, miały mieć premierę latem i opierać się na nowym filmie Artefakt Przeznaczenia – ale w końcu nigdy nie zobaczyły światła dziennego, może przez średnie wyniki ostatniej części Indiany Jonesa, a może przez słabą sprzedaż pierwszej fali. I tak, po trzech zestawach, seria powróciła z powrotem do zmarłych – dość ironicznie, bo jasne było, że przywrócono ją ze względu na nowy film.
Następnie zapowiedziano LEGO Dreamzzz, które jest raczej odskocznią od mojej teorii – miała być to kolejna, duża seria, jak Nexo Knights czy Monkie Kid, i jak na razie trzyma się dobrze.
Dalej – Koci domek Gabi. Ta tematyka 4+ wyskoczyła dosłownie znikąd, z dosyć średnimi zestawami i bez większego szumu. Nie mam pojęcia, dlaczego trafiło akurat na ten serial, i choć mamy już dane na temat kolejnej fali, zakładam, że niedługo z tą serią się pożegnamy.
No i LEGO Sonic, które tym razem jest zapewne wynikiem dobrej sprzedaży zestawu z Ideas. I, jak na razie, całość trzyma się całkiem nieźle, choć zestawy nie powalają. Otrzymaliśmy jak na razie trzy fale, w tym jedną zawierającą BrickHeadzy, i nie wiem, jak długo jeszcze wytrzyma, ale skoro mamy zapowiedziane jeszcze przynajmniej dwie fale… cóż, nie uważam, aby szybko się to skończyło.
Nie martwcie się, jest tego więcej
I tak nadszedł 2024 – który przynosi nam jeszcze więcej nowych serii.
Zaczęło się od Animal Crossing, które było raczej dosyć oczywistym ruchem ze strony LEGO, ze względu na kosmiczną popularność gry. Projektanci wykorzystali ten potencjał i opracowali naprawdę fajną falę, z kolejną nadchodzącą w czerwcu. Co ciekawe, to nie pierwsza współpraca z tą grą – w 2021 w Animal Crossing pojawiła się wyspa oparta na tematyce LEGO VIDIYO. Nie wiem, po co, ale jak już się dogadali, to chyba słabo było stracić taką okazję.
I teraz wchodzimy w przecieki – a dokładniej LEGO Minions, które pojawia się ponownie po kilkuletniej przerwie. Seria ukradła numery zestawów Avatarowi, i zakładam, że potrwa może z dwie fale i zniknie.
No i jest jeszcze sprawa października 2024, w którym mamy dostać aż trzy nowe serie – i wszystkie zadebiutują w tym samym momencie. Mówimy tu o Wednesday, Wicked i Fortnite, i kiedy to ostatnie to strategiczna współpraca, która może potrwać jeszcze przynajmniej rok, to dwa pozostałe… cóż, film Wicked wyjdzie wyjdą mniej więcej w tamtym czasie, i to na nim zestawy mają bazować – a co potem? Cóż, na styczeń nie planowany jest sequel filmu, to oczywiste, i choć drugi sezon Wednesday ma się pojawić w przyszłym roku myślę, że po tamtym momencie obie serie odejdą w zapomnienie.
A więc co tu się dzieje?
Widać dużą zmianę w strategii wypuszczania nowych serii LEGO, trend, który już chyba widzieliśmy – wypuszczanie tematyk okazjonalnych na licencjach. Pojawia się jakiś ciekawy film, Duńczycy wypuszczają parę zestawów do niego i sprawa milknie. Tak było z LEGO Przygodą, tak wygląda też przypadek nowych filmów Disneyowych, jak na przykład Życzenie – widzieliśmy z tego trzy konstrukcje, i pewnie już nikt ich nie pamięta.
To jednak zdarzało się rzadko albo pod większą nazwą, jak Marvel czy Disney. Teraz jednak wygląda na to, że będziemy otrzymywać bardziej różnorodne zestawy – tyle że nie będą one dostawać kontynuacji w postaci kolejnych fal. Zobaczymy, co z tego wyjdzie – i jak zareagują na to inwestorzy.
Ten aspekt zostawię jednak FanKlocków.pl.