Ech, Dreamzzz… Planowałem zrobić o tej serii artykuł od dłuższego czasu, i było ku temu mnóstwo okazji, wiele postów miałem już napisanych, ale uznałem, że nie mają sensu, i ten pewnie też ostatecznie odrzucę. Trzeba jednak o tej względnie nowej tematyce trochę porozmawiać, bo dostaliśmy z niej już wszystko na 2024 rok, i trzeba to sobie podsumować.
Nowe serie LEGO funkcjonują podobnie co polska reprezentacja w piłce nożnej – mieliśmy już mecz otwarcia i mecz o wszystko, a teraz… teraz już został tylko mecz o honor.
Koncept jest super
Ogólny pomysł na serię jest taki – grupa nastolatków odkrywa, że istnieje coś takiego jak Świat Snów, a następnie, jako że są tak zwanymi świadomymi śniącymi, powoli stają się Sennymi Agentami, którzy to mają bronić tego dziwnego wymiaru przed niebezpieczeństwami. I gdyby miałbym sądzić po takim opisie, to musiałbym przyznać, że pomysł zdecydowanie ma ogromny potencjał – no, może brzmi trochę dziecinnie z tą całą agencją, ale zdecydowanie daje scenarzystom wolną rękę.
Jako że sny są tak dziwnym, skomplikowanym i niewyjaśnionym zjawiskiem, twórcy mogli przedstawić ten nowy świat jak chcą i nie stosować się do żadnej logiki, a nawet zaprzeczać w wielu miejscach samym sobie, mając perfekcyjną wymówkę – wszystko to dzieje się w snach, a w snach nie ma praw fizyki. Co więc zrobili z tym potencjałem? No cóż…
Zestawy wymiatają
Zacznijmy może od najmocniejszej strony Dreamzzz – samych zestawów. Jak dotąd wydano trzy fale – dwie sierpniowe w 2023 i 2024 roku, będące głównymi, związanymi z fabułą liniami i jedną styczniową pomiędzy nimi, uzupełniającą, czerpiącą po trochu z obu sezonów. Łącznie dostępne są dwadzieścia cztery konstrukcje (i część z nich jest wycofywana pod koniec tego roku). I większość z nich jest fantastyczna.
Seria Dreamzzz jest bardzo, bardzo różnorodna, ze spektrum konstrukcji od latających rekinów i ogromnych robotów aż do stajni magicznych zwierząt i mistycznych zamków. Jestem gotowy powiedzieć, że chyba każdy znajdzie coś dla siebie w Dreamzzz, nie tylko w kwestii samych konstrukcji, ale także ich wyceny, bo seria ta oferuje fantastyczne modele w niemalże każdym progu cenowym.
I niemalże wszystkie z nic są świetne, kreatywne, ciekawie zbudowane i zaprojektowane do czadowej zabawy, z paroma wyjątkami jedynie dobrych i przeciętnych budowli. Ale jeśli najgorszy zestaw z serii LEGO można nazwać przeciętnym, to projektanci zrobili świetną robotę.
Zestawy Dreamzzz są nie tylko świetnymi produktami samymi w sobie, ale także wprowadzają w proces budowy mój ulubiony aspekt klocków – opowiadanie historii.
Każda z instrukcji tych budowli ma w sobie ładne ilustracje, przedstawiające zwykle proste opowiadanie z minifigurkami z zestawu w rolach głównych – a w punkcie kulminacyjnym to budujący decyduje, w jaki sposób ta historia ma się dalej potoczyć, wybierając jedną z kilku możliwości dokończenia konstrukcji, bo tak, większość zestawów Dreamzzz to 2w1, a nawet 3w1, jeśli by liczyć model, który potem modyfikujemy, bo on zwykle jest już dosyć kompletny. I naprawdę uwielbiam ten pomysł, to powinno wejść do wszystkich zestawów LEGO, i oby więcej tego typu innowacji.
Świetnie wykonane postacie… przynajmniej na papierze
Zestawy Dreamzzz są też chwalone za świetne minifigurki – i w tym momencie powinniśmy się zatrzymać na chwilkę, aby pomówić o postaciach, bo są one nie tylko naprawdę ciekawe, ale także świetnie zarysowane. I nie mówię tu o serialu, bo pierwszy sezon dosyć nędznie zajmuje się większością bohaterów – chodzi mi o wszystko poza nim, bo jeśli kiedykolwiek budowaliście zestaw z tej serii, odwiedzaliście stronę internetową Dreamzzz, czy nawet przeglądaliście nowy katalog, możliwe, że już dobrze znacie te postacie. (Zrymowało się).
Podoba mi się, że każdy z bohaterów ma jasno zdefiniowane cechy charakteru, styl i osobowość. I widać to od razu w ich pozach na zdjęciach promocyjnych, ale także projekcie minifigurki i samych zestawach. W Dreamzzz uwielbiam to, że każda postać ma swój motyw przewodni, swoją stylistykę – na przykład pan Oz jest fanatykiem kosmosu, więc lata kosmicznym autobusem, Izzie uwielbia różne słodkie zwierzaki, a więc spotkamy ją w zestawach ze słodkimi zwierzakami, a Zoey jest mroczną rozbójniczką, a więc jej minifigurka to odzwierciedla.
Dzięki temu nawet, jeśli nie oglądało się serialu, można zrozumieć tych bohaterów, może się też z nimi utożsamić, a jeśli nie jest się fanem tych wcześniej przytaczanych słodkich zwierzaków, to w ofercie jest też parę różnorodnych robotów. I moim zdaniem działa to świetnie, w porównaniu do, powiedzmy, Ninjago, gdzie na pierwszy rzut oka ninja wyróżnia tylko kolor stroju, ich pojazdy są podobne, ich bronie są podobne, często nawet nie widać większości ich twarzy.
Czy musimy mówić o serialu?
Jak na razie Dreamzzz szło świetnie, ale w tym momencie zaczynają się robić schody, bo serial jest… cóż, zdecydowanie nie perfekcyjny.
Zacznijmy może na początku tego wszystkiego, od pierwszego sezonu – a był on… w porządku. Tak można to podsumować. Żadnych fajerwerków.
W jego plusach można zdecydowanie wymienić złoczyńcę, Króla Koszmarów, którego fajnie napisano, świetnie zagrano, i fantastycznie zaprojektowano, a do tego jeszcze pokazano wszystkie jego złe czyny i ich konsekwencje, co jest kluczem do zbudowania antagonisty, który jest realnym zagrożeniem.
Podobały mi się też wątki Mateo i Zoey, całe to wprowadzenie do Świata Snów, i ekspozycja, wytłumaczono nam logikę tego wymiaru w skuteczny sposób. Co najśmieszniejsze, najmocniejszą stroną tego sezonu było to, co działo się w prawdziwym świecie, oraz kiedy te wątki przeplatały się ze Światem Snów, co jest trochę ironiczne.
Minusy za to… cóż, było ich sporo, większość postaci jest totalnie nieeksplorowana, fabuła jest dziurawa, i przede wszystkim muszę poskarżyć się na animację, bo wygląda ona naprawdę fatalnie. Wiem, na co PureImagination Studios szło z tym stylem, chcieli stworzyć taki mocno realistyczny, kolorowy świat, i są ujęcia, w których wygląda to naprawdę dobrze.
Problem jest taki, że większość scen jest trochę bólem dla oczu, przede wszystkim w Świecie Snów, bo w wielu miejscach po prostu nie wygląda to jak LEGO, większość postaci nieminifigurkowych nie zgadza się skalowo i stylowo z głównymi bohaterami, i prezentuje się wręcz brzydko, jakby ktoś wyjął je z biblioteki darmowych modeli 3D do Blendera.
Poza tym sam Świat Snów, chociaż pomysł na jego wykonanie wizualne nie był zły, po prostu w wielu miejscach jest kosmicznie niewykorzystany. Mimo, że ta animacja raczej nie należy do najbardziej kosztownych sposobów tworzenia filmów, wszystkie sceny dzieją się albo w tym samym miejscu, albo w malutkim, zwykle dosyć pustym planie, który nie wykorzystuje potencjału Świata Snów. Już nawet LEGO Hidden Side, miniseria, która miała ułamek budżetu Dreamzzz, wyglądała wyraźnie lepiej. I za nią też stoi PureImagination Studios!
Ogólnie, pierwszy sezon nie był tragiczny, i większość recenzentów zgodziła się, że mogło być gorzej, tym bardziej, że wszystkie odcinki zostały dobrze wykorzystane – nawet te epizody mające wypełnić cały sezon miały fabularne znaczenie, były dobrą zabawą, i budowały fundamenty, na których miał stanąć finał – zdecydowanie najlepsza część sezonu.
Drugi sezon to odwrotność pierwszego
Sezon drugi to w wielu miejscach absolutne przeciwieństwo swojego poprzednika. I czy wyszło im to na dobre… no nie.
Przede wszystkim, fabuła jest… cóż, zdecydowanie trochę inna, tym razem przeciwnikiem jest Nigdywiedźma i złe klony głównych bohaterów, którzy to chcą zniszczyć cały Świat Snów. Ciekawy pomysł, tylko że jest problem – tak na poważnie to pojawiają się oni dopiero w połowie sezonu, a plan złoczyńców poznajemy dopiero w trzech czwartych całości.
Nigdywiedźma i spółka to po prostu nieefektywni złoczyńcy, złoczyńcy z nieskończonym potencjałem, ale ich akcje nie mają prawie żadnych realnych konsekwencji, i trudno się ich bać. Finał miał małe znaczenie, wiele odcinków to bardzo wyraźne wypełniacze, które nic nie wnoszą do historii, wiele kluczowych zwrotów akcji jest nielogicznych, jeden odcinek jest w całości flashbackiem, niektóre bardzo ciekawe wątki zaczynają się, rozwijają, a następnie są ucinane, aby powrócić w finale, to po prostu chaos.
Sezon ten przede wszystkim rozwinął jednak świat i postacie – każdy z głównych dostał swoją część w fabule, każdy z nich miał swoje wyzwania, które w ostatnich odcinkach pokonał – wszystko to wydarzyło się przed finałem, więc może dlatego nie miał on efektu wow. Co więcej, rozwinięto również Biuro Nocne i całą jego biurokrację, co akurat było naprawdę fajne, a także sam świat dostał parę nowych lokacji.
No właśnie, najważniejszą rzeczą w nowym sezonie jest animacja – LEGO porzuciło PureImagination Studios i oddało Dreamzzz w ręce WildBrain, ludzi odpowiedzialnych za serial Ninjago i ostatnio również Monkie Kid. I chociaż przez to trochę tego fajnego stylu zniknęło, wreszcie dostaliśmy nowe, ciekawie wyglądające, duże lokacje.
Miejscami Dreamzzz wyglądało naprawdę świetnie… ale również miejscami – źle, bardzo źle. To już chyba kwestia reżyserii, ale kiedy animacja niektórych odcinków wygląda bardzo dobrze, to w innych wszystko wydaje się brzydkie, niskobudżetowe, a większość walk to tragedia, bo jakimś cudem bohaterowie nie mogą się nawet dotknąć. W tym sezonie po prostu nie ma żadnego zagrożenia, i to go rujnuje.
Serial to za mało?
Gwóźdź w trumnie Dreamzzz to wszystkie dodatkowe media poza samym serialem. Bo takie również są. I jest ich mnóstwo.
Po premierze pierwszego sezonu zostaliśmy zalani różnego typu dodatkami – klipami, poradnikami, tutorialami, vlogami, pamiętnikami, kolaboracja z Ninjago, były nawet teorie spiskowe, wszystko w formie dwu-trzyminutowych filmików na YouTubie – a więc zapuściłem się w głąb tej platformy, podliczyłem długość wszystkich tych treści, i okazało się, że łącznie trwają siedem godzin. SIEDEM GODZIN. Tyle, co cały pierwszy sezon. No to jest kosmos, tym bardziej, że te dodatkowe filmy wcale nie są jakieś warte uwagi, to po prostu treści dla samych treści, nawet nie rozwijają one bardzo świata Dreamzzz.
Nie pomogło również rozdzielenie obu sezonów na dwie części, z trzymiesięczną przerwą pomiędzy – przez to dostaliśmy łącznie cztery finały, bo każda połowa miała własny, i podczas tych stu dni większość ludzi zapomniała, co wydarzyło się na początku – to naprawdę dziwna strategia.
Ogólnie, serial Dreamzzz został przysypany lawiną innych treści i podzielony tak, że trudno go odnaleźć i obejrzeć od początku do końca, jeśli nie chce się sięgać po Netflixa, na którym również się on znajduje.
Mało snu w snach
Świat Dreamzzz ma jeszcze jeden kluczowy problem – ma mało wspólnego z samymi snami, i widać to przede wszystkim w drugim sezonie, bo kiedy pierwszy bawił się trochę różnymi anomaliami pomiędzy wymiarami, mieszał ze sobą wątki z tych dwóch rzeczywistości, to jego następca jakoś zapomina o tej dynamice. W sumie wystarczyłoby zamienić słowo sen słowem magia, a więc byłby Świat Magii i Magiczni Agenci, i wszystko miałoby ręce i nogi oraz zachowałoby sens.
Czy Dreamzzz ma jakąś przyszłość?
Powoli kończy się drugi rok LEGO Dreamzzz, czyli, jeśli wciąż miałbym porównywać tą serię do reprezentacji Polski, mecz o wszystko, bo mniej więcej teraz projektanci pewnie decydują, czy seria zostanie przedłużona, czy potrwa dłużej niż planowane dwa lata. Odpowiedź to nie. Szanse na kontynuacje Dreamzzz są niemalże zerowe, mimo, że to ogólnie naprawdę świetna tematyka – zestawy są fantastyczne, serial ma swoje dobre i złe momenty, ale zdecydowanie nie jest porażką, i tylko po drodze LEGO popełniło sporo wpadek.
Wciąż czekają nas dwie fale w 2025, a więc mecz o honor, i chociaż jak na razie zdjęcia zestawów nie wyciekły, to z polybagu i nazw można wywnioskować, że w trzecim sezonie czekają nas zupełnie inni, robotyczni złoczyńcy, bo Król Koszmarów i Nigdywiedźma byli raczej podobni wizualnie. Zobaczymy więc, czy Dreamzzz zapisze się pozytywnie na kartach klockowej historii.