Po ponad półrocznym oczekiwaniu wreszcie są – zestawy LEGO Fortnite. I wygląda na to, że nie są one źle, wręcz przeciwnie – trzymają poziom i widać w nich wyraźną poprawę w strategii duńskiego producenta.
Pora więc na krótką analizę najnowszej fali oraz konceptu za nią stojącego.
Duże spektrum
Zestawy LEGO oparte na licencjach gier komputerowych to pewnego rodzaju spektrum. Z jednej strony znajdują się serie takie jak Minecraft, Sonic, Overwatch, Animal Crossing czy Super Mario, którego nazwy nie powinno się wymawiać.
Wszystkie wraz z premierą dostały spore fale zestawów o różnych cenach i rozmiarach, nieprzekraczających jednak magicznej bariery stu dolarów. Te modele chcą odwzorować rozgrywkę takiego tytułu, chcą w jakiś sposób przenieść grę komputerową do rzeczywistości – i tak to wygląda w przypadku wspomnianych serii.
Ostatnim elementem jest jakość i cel takich zestawów – poza konstrukcjami dla dorosłych, które potrafią się w tych tematykach pojawić, są to modele dla młodszych konstruktorów, raczej nieprzesadnie bogate w detale i nietypowe techniki budowania, również przez to odwzorowywanie rozgrywki.
Za to po drugiej stronie takiego spektrum znajdują się konstrukcje z Icons czy Ideas. Chodzi tu o model z Zeldy, Horizon, ale też oryginalny zestaw z Sonica, konsolę Atari czy automat do Pac-Mana. Są to ogromne, ultradrogie konstrukcje, przepełnione detalami, ale raczej niebawialne – zestawy 18+, które po prostu odstawia się na półkę, które nie odwzorowują rozgrywki, mają mnóstwo szczegółów, niesamowite minifigurki, wyrafinowane techniki budowania, nawet funkcje dwa w jednym. Łączy te zestawy też wysoka, wysoka cena i fakt, że z gier, na których są oparte, zwykle nie dostajemy niczego więcej.
Mówię zwykle, bo właśnie z takich eksperymentalnych, jednorazowych modeli wziął się Sonic i Minecraft, które potem poszły zupełnie inną ścierzką. W każdym razie, to jest spektrum zestawów opartych na grach.
Co to ma do LEGO Fortnite? Cóż, najnowsza seria znajduje się idealnie w samym środku.
Zróżnicowana fala
To, co widać na pierwszy rzut oka, to różnorodność LEGO Fortnite. Cztery zestawy, które zaprezentowano kosztują od sześćdziesięciu do czterystu (a przecieki mówią o jeszcze jednym kosztującym ponad pięćset) złotych, mają różne liczby elementów – dwa flagowe modele z identyczną ceną mają pięćset klocków różnicy (nie wiem, czy to dobrze) – oraz celują w inne kategorie wiekowe, od dziewięciu czy nawet osiemnastu lat.
Tu jednak widać różnicę w targetowaniu tych zestawów, nie są one 6+ jak Minecraft czy 3+ jak Mario… no nie, żartuje, Mario jest dla trochę starszych osób, ale konstrukcje wyglądają trochę banalnie. Nie znęcając się już nad tym biednym Super Mario, widać, że LEGO Fortnite celuje wyżej, co może uniknąć kontrowersji, że niby promują tą grę komputerową wśród pięciolatków.
Najciekawsze jest jednak to, że te wszystkie konstrukcje różnią się nie tylko skomplikowaniem, ale i stylem. Zdecydowanie celują nie tylko w różnych wiekowo odbiorców, lecz także o innych zainteresowaniach i preferencjach. Przejdźmy sobie przez tą czterozestawową falę, sami zobaczycie.
Zabawa? Wystawa?
Zaczynając, Durr Burger, czyli model tani, i pewnie dzięki temu stanie się najczęściej wybieranym z tej fali, bo to w sumie idealny prezent dla jakiegoś fana Fortnite’a. Jest to model trochę odjechany w kosmos, który, z tego, co wiem, ma duże powiązanie z grą – chociaż, zaznaczam, nie potwierdzę tego, bo w nią nie gram.
Jednocześnie dla kogoś niezaznajomionego z nią wciąż może być fajną budowlą, przez swoją dziwność i tym samym ciekawy charakter, który niektórzy mogą lubić. Co jednak ciekawsze, ten zestaw nie ma minifigurek, i szczerze nie wiem, czy kierowany jest do zabawy – raczej tak, chociaż nie widzę tu funkcji bawialnych.
Następna jest lama, która również pełni rolę w grze – jakąś, bo nie znam jej, i możliwe że połowa kupujących też jej nie będzie znała, bo to idealny zestaw do wejścia w Fortnite’a. Zwierzak jest zabawny, słodki, zaawansowany konstrukcyjnie i zdecydowanie będzie świetnie wyglądał na półce. To też jest model dla osób, które grały kilka razy w grę, albo nawet jej nie znają, ale chcą tą czadową lamę, do tego naprawdę dobrze wycenioną.
Peely Bone (czy w tłumaczeniu Skórokościec, co jest absolutnie straszną nazwą) to zestaw 18+ z Fortnite’a. Nie mam pojęcia, po co komu zestaw 18+ z Fortnite’a.
Naprawdę nie wyobrażam sobie dorosłych kupujących ten model, a tym bardziej kobiety w średnim wieku którą widać na zdjęciach promocyjnych, tutaj znak 18+ jest symbolem dla poważniejszych, nastoletnich fanów gry, że jest to zestaw kolekcjonerski i wyjątkowy.
I chyba tylko oni zdzierżą budowalną figurkę takiego stwora na półce, bo Peely Bone, mimo swoich robiących wrażenie technik budowania jest zwyczajnie creepy. I przerażający. I w ogóle nie mam pojęcia, skąd on się wziął. To zrozumieją raczej tylko fani.
No i pozostał nam Bus Bojowy, drugi flagowy model obok przeklętego Skórokoścca. Autobus ten jest jedyną konstrukcją z LEGO Fortnite w skali minifigurki – i poszli na całość w tej kwestii. Otrzymujemy tu dziewięć dziwacznych, fantastycznych minifigurek wyjętych z gry, każda doskonale reprezentująca jakiś awatar, pełna szczegółów.
To jedyny model, który nie jest budowalną postacią czy pomniejszym elementem otoczenia, a lokacją, kluczową w normalnym Fortnite, ale też grze LEGO Fortnite, od której się to zaczęło. To jedyna konstrukcja, w której można odwzorować rozgrywkę.
Bezpieczna zagrywka
To jeszcze nie koniec, bo LEGO Fortnite to naprawdę mądry ruch strategiczny ze strony Duńczyków. Cztery zestawy, każdy inny, każdy ładny, każdy w innej grupie wiekowej, każdy dla kogoś o innym guście. Jestem pewien, że LEGO Fortnite zwabi nie tylko wielkich fanów gry, ale też zwyczajnych graczy, a nawet osoby, które nigdy w ten tytuł nie grali – i może dzięki temu wprowadzą ich do świata Fortnite’a. Sprytny ruch.
Co jednak jeszcze ciekawsze, LEGO uniknęło kontrowersji wokół zestawów pierwszej fali najbardziej, jak było to możliwe – a to nie było łatwe, przecież to Fortnite. Większość modeli to budowalne postacie, zabawne, niekojarzące się z przemocą, urocze, nawet Peely Bone miło się uśmiecha. A ten jeden Bus Bitewny, ten jeden, gdzie można odwzorować rozgrywkę… cóż, to tylko środek transportu, w którym wszyscy są razem, wszyscy współpracują.
Nawet patrząc na pudełka, na rendery nowych zestawów, wszystko ma wesołą, jaskrawą kolorystykę, a minifigurki nie są nastawione przeciwko sobie – podróżują autobusem razem. Czy podróżują na pole bitwy, najprawdopodobniej – ale LEGO tego nie mówi. I to jest bardzo mądry ruch.
A więc oto moja trochę jednak za długa analiza LEGO Fortnite – plan był taki, aby uwinąć się z nią w dniu premiery serii, ale akurat wtedy się pochorowałem, a więc artykuł trochę się spóźnił.
Tak w ogóle, to ta lama naprawdę mi się podoba…